Drukuj
Nadrzędna kategoria: WYDARZENIA

Wracamy do tematu. Eternit, opony, potłuczone kineskopy, gruz, worki ze śmieciami zalegają w odległości około 150 - 200 metrów od miejskiego ujęcia wody. O problemie pisaliśmy w "Nowym Pomorzu" w kwietniu, jednak nikt nie był zainteresowany by podjąć jakieś kroki. Żadna instytucja samorządowa ani państwowa.

 

Pisaliśmy, że na zboczach nasypu przy ul. Kamiennej za stadionem miejskim aż do brzegu mokradeł i w samej wodzie ścielą się warstwy szkła, plastiku, folii, worków ze śmieciami, gruzu, resztek mebli, opon a nawet eternitowych materiałów. A po drugiej stronie mokradeł, w odległości około 150 - 200 m znajduje się miejskie ujęcie wody pitnej i stacja uzdatniania. Tak było w kwietniu. Teraz wszystko jest przysłonięte trawą i krzakami, doszły też nowe odpady w postaci gałęzi i trawy z kosiarek, które skutecznie maskują problem na pierwszy rzut oka. Jednak stale ktoś to miejsce zaśmieca.

 

Zadzwoniliśmy do prezesa miejskiej spółki Kos-Eko, która odpowiada w mieście, m.in. za dostarczanie mieszkańcom Kościerzyny wody, i to właśnie z ujęcia sąsiadującego z wysypiskiem. Prezes zapewnił, że natychmiast zajmie się tą sprawą.

 

- Dokonaliśmy własnej oceny zgłoszonego przez redakcję portalu miejsca, a następnie zgłosiliśmy sprawę straży miejskiej i miejskim służbom - powiedział nam następnego dnia Robert Fennig, prezes Kos-Eko. - Generalnie to bezpośrednia przyległość do ujęcia wody, z punktu widzenia wpływu na wody podziemne to zagrożenia nie ma, woda jest wydobywana z głębokości około 40 metrów, a warstwy wodonośne są nieprzepuszczalne na wpływ takich odpadów jak gruz czy części karoserii samochodów - uspokaja prezes. - Dostrzegamy problem, straż miejska i służby miejskie też go znają, i będą to usuwać, jednak przysłowiowy nóż w kieszeni się otwiera, gdy ktoś zamiast bezpłatnie oddać odpady do punktu selektywnej zbiórki podrzuca je, a potem miasto na koszt wszystkich podatników musi to usuwać - opowiada Robert Fennig.

 

Burmistrz Michał Majewski potwierdził, że zna problem i powiedział nam, że część drogi i nasypu należy do PKP i kolej też powinna poczuć się w tej sytuacji do posprzątania swojego terenu.

 

My ze swej strony jednak jeszcze dorzucimy kamyk do ogródka, bo trzy miesiące temu śmieci było widać gołym okiem, i nie był to tylko wielkogabarytowe odpady, ale także butelki po lekarstwach, eternitowe płyty, części elektroniczne, zwyczajne worki ze śmieciami z gospodarstw domowych. Skoro miasto wie o problemie, to dlaczego ciągle to tam wszystko jest?

 

Czy ktoś może zapewnić, że wśród śmieci nie ma takich trujących substancji, które mimo szczelności warstw mogłyby dostać się do wody pitnej?

 

Adam Kiedrowski, Fot. Maciej Narkun

 

0001
0002
0004
0007
0008
0009
0010
0011
0012
0013
0014
0015
0016
0017
0018
0019
0020
0021
0022
0023
0024
0025
0026
0027
0028
0029
0030
0031
0032
0033
0034
0035
0036
0038
0039
0040
0041
0043
0044
0045
0048
0049
0050
0051
0052
0053
0054
0058
0059
0060
0062
0064
0065
0066
0067
0068
0070
0071
0073
Previous Next Play Pause
0001 0002 0004 0007 0008 0009 0010 0011 0012 0013 0014 0015 0016 0017 0018 0019 0020 0021 0022 0023 0024 0025 0026 0027 0028 0029 0030 0031 0032 0033 0034 0035 0036 0038 0039 0040 0041 0043 0044 0045 0048 0049 0050 0051 0052 0053 0054 0058 0059 0060 0062 0064 0065 0066 0067 0068 0070 0071 0073